żywa Wiara

Świadectwa wiaryZOBACZ WSZYSTKIE

Zabiłem 32.000 dzieci- świadectwo byłego aborcjonisty: dr Joseph Randall

autor: dr Joseph Randall

użytkownik: Admin z dnia: 2014-01-22

Dziękuję Joe. Cieszę się, że tutaj jestem. Wydaje mi się, że Bogu najwięcej zawdzięczam, że tutaj jestem. Dziękuję mu każdego dnia za cud, że żyję. Jestem pewien, że to jest cud przebaczenia. Jeśli ktoś zapytałby mnie co w moim życiu znaczy dla mnie więcej niż wszystko inne, to bym odpowiedział, że zmiana jaka się dokonała w moim życiu. Przed moim nawróceniem zabiłem 32.000 dzieci. A teraz stoję tutaj jako zupełnie nowy człowiek, który wzywa, aby ratować życie nienarodzonych dzieci, a nie je niszczyć. Myślę też, że jestem żywym przykładem tego, że prawdziwa miłość nigdy nie zanika i zawsze przebacza. Poważnie. To jest sens zobowiązania, gdyż Bóg był ze mną związany wcześniej, zanim ja związałem się z Nim.

Na początek chciałbym powiedzieć wam żart o zobowiązaniu. Jak wiecie pochodzę z południa i to będzie taki wiejski kawał. Na farmie były dwa bardzo szczęśliwe zwierzęta: kurczak i świnia. Pewnego razu kiedy świeciło słońce, jak teraz, kurczak i świnia szli drogą wiejską i zastanawiali się, co mogli dać w zamian swojemu panu, który był dla nich dobry. One były prostymi zwierzątkami i ciężko było im coś wymyślić. Wreszcie kurczakowi coś przyszło do głowy: coś w rodzaju bańki mydlanej. Zwraca się do świnki i mówi: „Wiem co jutro zrobimy dla naszego pana. Damy mu bekon i jajka”. Usłyszawszy to świnka cała blada jak kreda odpowiada: „Dla ciebie to w porządku, ale dla mnie to wielkie zaangażowanie!”.

Jak już słyszeliśmy od innych ludzi musimy zastanowić się teraz, gdzie czasami bekon się znajduje. W życiu bywa tak, że musimy nadstawić kark, zaryzykować naszą wygodę, pieniądze i tym podobne rzeczy. Czasem musimy coś poświęcić, aby osiągnąć sukces. Uważam też, że zebranie ludzi, którzy mają takie same poglądy jest wielką rzeczą. To jest naprawdę duchowa rzecz, podobna do zebrania Starego i Nowego Testamentu w jedną całość.

Teraz chciałbym wam powiedzieć o moim życiu. Dokładnie mówiąc jak się zaczęło, jak to się stało, że zostałem aborcjonistą, co teraz porabiam, a także chciałbym przytoczyć kilka problemów, które według mnie działacze ruchu na rzecz obrony życia nienarodzonych dzieci powinni znać i pewne rozwiązania tych problemów.

Na początku chciałbym powiedzieć, że się urodziłem. To zdanie nie miało istotnego znaczenia, czyż nie? To nie był żaden wielki wyczyn, ale tak naprawdę jest, nieprawdaż? Wydaje mi się, że teraz nazwalibyście mnie płód zwycięzca. Urodziłem się dawno temu- dokładnie 43 lata temu. Kiedy przyszedłem na świat byłem „niechcianym” dzieckiem rodziców. Więc zostałem oddany do adopcji. Widzicie? Tak naprawdę byłem płodem zwycięzcą, ponieważ wtedy aborcje nie były powszechne, tylko nielegalne. Moi biologiczni rodzice nie wybrali aborcji. Dzisiaj jestem pewien, że zostałbym zabity przez lekarzy wykonujących aborcje. Moja biologiczna matka porzuciła mnie w wieku dwóch lat i trafiłem do trzech lub czterech rodzin zastępczych. W wieku 6 lat zostałem adoptowany. Kiedy trafiłem do moich adopcyjnych rodziców Bóg był ze mną w tym czasie i pokazał mi, co takiego będę robił w moim życiu. Miałem kilkoro przyjaciół, którzy mieszkali na farmie i pewnego razu byłem świadkiem narodzin cielątka. To było wspaniałe wydarzenie. Cielątko wyszło w worku, które przypominało bańkę. Cóż, wtedy interesowałem się bańkami, a Bóg o tym wiedział. Wtedy też wierzyliśmy w czarodzieja Oz, jak również, że duszki przychodzą w bańkach. Naprawdę wspaniałe rzeczy były w bańkach. Więc naprawdę tym się interesowałem, a to cielątko wyszło w bańce. Nie można było zobaczyć, co takiego było w środku bańki, ale farmer, ojciec mojego kolegi, powiedział, że był pewien, że coś było w tej bańce. Odwiązał mamę krowę od żłobu, a ona odwróciła się i ugryzła ten worek. W środku było piękne, świeże, czyste i małe cielątko. Byłem tym głęboko poruszony. To sprawiło, że porody naprawdę zaczęły mi się podobać. Jestem pewien, że od tamtej pory Bóg chciał, abym w przyszłości odbierał porody nie zwierząt lecz ludzi.

Byłem wychowywany w bardzo religijnej rodzinie przez moich adoptowanych rodziców. Byłem z tego bardzo dumny. Myślę, że niektórzy z was tutaj obecnych pamiętają cotygodniową szkołę niedzielną, podczas której czytało się Pismo Święte. Chociaż lubiłem uczęszczać na katechezy co niedzielę, to one nie miały na mnie żadnego wpływu. Ta szkoła niedzielna była czymś, dzięki czemu czułem się dobrze.

Dość wcześnie w szkole średniej zainteresowałem się medycyną. Dzięki temu zrozumiałem, że w przyszłości zostanę lekarzem. Przez szkołę średnią i akademię medyczną powoli wspinałem się po szczeblach drabiny, aby osiągnąć ten cel. Stałem się przez to nieco zarozumiały, gdyż podczas studiów było wiele rywalizacji pomiędzy studentami. Trzeba było zaliczyć mnóstwo testów i egzaminów, aby udowodnić swoją wyższość. Wydaje mi się, że wszyscy studenci medycyny byli tego świadomi, a ja byłem z tego bardzo dumny. Kiedy byłem nastolatkiem to często rozmawiałem z Bogiem na modlitwie. Te rozmowy wyglądały jak nieformalna gadanina tam i z powrotem lub coś w rodzaju „Korytarza powietrznego do Nieba”, albo „Autostrady do Nieba”. Tak rozmawiałem z Bogiem: tam i z powrotem, szczególnie wtedy, gdy miałem problemy lub kryzys w wierze. Z pewnością domyślacie się, co mam na myśli. Jednakże z czasem te rozmowy zaczęły zanikać, kiedy moje zainteresowanie medycyną pogłębiało się. Kiedy dostałem się do collegu odłożyłem Boga na półkę. Skierowałem Go na boczne tory i wracałem do Niego tylko wtedy, kiedy miałem problem lub kryzys. Z czasem kurz zaczął osiadać na Bogu, kiedy przebywał na tej półce. W rezultacie Bóg przestał mieć jakiekolwiek znaczenie w moim życiu, gdyż nie byłem Mu oddany.

Po ukończeniu studiów rozpocząłem praktykę medyczną. Według przełożonego mojego wydziału aborcje stały się „konieczną procedurą” podczas mojej praktyki lekarskiej. Wtedy był rok 1971. Chociaż kilka lat później prawo się zmieniło i aborcja stała się legalna w całym kraju, to wtedy w stanie Nowy York prawo dopuszczało „zabieg przerywania ciąży”. Wszyscy moi koledzy i ja mieliśmy przeprowadzać aborcje. Powszechnie nam mówiono, że jesteśmy potrzebni po to, aby „służyć” kobietom. Jednakże my musieliśmy przeprowadzać aborcje po to, aby ukończyć praktykę lekarską. Mówiono nam, że musimy znać wszystkie procedury „przerywania ciąży”, które były potrzebne, aby „pomagać kobietom”. Także musieliśmy wiedzieć jak dobrze należy przeprowadzać aborcję, gdyż w przeciwnym razie uważano, że nie ukończyliśmy należycie naszej praktyki lekarskiej. Nasz przełożony powiedział nam, że jeśli nie będziemy przeprowadzać aborcji, to możemy pożegnać się z położnictwem i ginekologią, ponieważ nasza praktyka lekarska nie będzie zaliczona. Nasz przełożony był osobą bardzo wpływową. Pamiętam, że bardzo często na nocnej zmianie był z nami przy pacjentach. Nie był on typem samotnika, który był zdystansowany od innych uczestników praktyki lekarskiej. On był z nami, a my bardzo go szanowaliśmy. On był znakomitą osobą na pierwszej linii z nami. Kiedy zaczęliśmy przeprowadzać aborcje to równocześnie ja i moi koledzy-praktykanci byliśmy członkami komisji. Nie wiem, czy ktokolwiek z was tu obecnych pamięta, że wtedy były komisje, które każda kobieta musiała przejść, aby można było przeprowadzić na niej aborcję. Te komisje składały się z pielęgniarek, pracowników socjalnych, lekarzy, psychologów, psychiatrów itp. osób. Ich zadaniem było dokładnie zbadanie, czy kobiety, które chciały poddać się zabiegowi aborcji miały problemy zdrowotne lub psychiczne.

W tym czasie aborcje były przeprowadzane metodą łyżeczkowania macicy, która powszechnie jest znana jako „skrobanka”. Wtedy nie było jeszcze rozwiniętej metody z użyciem maszyny ssącej. Metoda łyżeczkowania macicy polega na rozszerzeniu i wyskrobaniu płodu z macicy. Czasami ta procedura zajmuje od 15 do 20 minut, nawet w przypadku płodu, który jest 8 lub w 10 tygodniu ciąży. To jest naprawdę krwawa procedura. Ja i moi koledzy nie lubiliśmy przeprowadzać aborcji, kiedy rozpoczęły się nasze praktyki lekarskie. Jeden z moich kolegów był katolikiem, więc tylko dzięki temu był zwolniony od przeprowadzania „zabiegów przerywania ciąży”. Ja wraz z pozostałymi praktykantami musieliśmy przeprowadzać aborcje. Jedynym powodem, dla którego przeprowadzaliśmy te „zabiegi” była panująca wśród nas presja rówieśnicza. Wiele myśleliśmy o aborcji, nie czuliśmy się komfortowo, kiedy musieliśmy ją wykonywać, a jednak przeprowadzaliśmy te „zabiegi”. Dokonaliśmy aborcje na 12 kobietach, które były w około 5 lub 6 tygodniu ciąży. To oznaczało, że każdy z nas przeprowadzał 1 aborcję mniej więcej co 2 tygodnie.

Wszystko zaczęło się stopniowo zmieniać wraz z rozwojem nowej technologii. Pojawiła się maszyna ssąca, co dało początek rozwoju procedury ssącej. Ta metoda aborcji nie była tak krwawa jak łyżeczkowanie macicy. Co więcej aborcje za pomocą maszyny ssącej były przeprowadzane łatwiej i szybciej. Nie wiem, czy któryś z moich kolegów nie miał nocnych koszmarów po zabiegach „skrobanki”, gdyż kiedy przeprowadzaliśmy aborcje metodą łyżeczkowania macicy, to każdy z nas czuł w sobie dyskomfort podczas tych zabiegów. Ale kiedy pojawiła się maszyna ssąca aborcje odbywały się szybciej. W efekcie przeprowadzaliśmy 5 lub 6 aborcji dziennie. Następnie liczba komisji, przez które kobiety musiały przejść, aby otrzymać pozwolenie na zabieg aborcji, spadła. Przedtem wiele kobiet musiało przejść przez ten żmudny, długi proces ewaluacji. Potem powody, dla których kobiety poddawały się aborcji, ich dotkliwość z medycznego punktu widzenia stawały się coraz mniejsze. Podobnie było w przypadku problemów emocjonalnych, które nie musiały być już tak poważne. To co się wtedy rozpoczęło było stopniową znieczulicą lub tolerancją dla wykonywania aborcji, której zabiegi stopniowo rosły w liczbach. Wtedy też zaczęliśmy przeprowadzać aborcje w nieco bardziej zaawansowanej ciąży. Przedtem nie przeprowadzaliśmy aborcji na kobiecie, która była powyżej 10 tygodnia ciąży. Pojawienie się maszyny ssącej sprawiło, że zwiększyliśmy ten limit do 12 tygodnia ciąży i przy nim zostaliśmy przez jakiś czas.

W tym samym czasie media były aktywne od samego początku. Prawdopodobnie to one miały na nas wpływ. W mediach wmawiano nam, że aborcja jest prawem numer jeden, które ma słyżyć kobietom. Według mediów aborcja ma dać kobietom wybór, a także wolność w mniejszym lub większym stopniu, aby się rozwijały i zajęły właściwe miejsce w społeczeństwie, gdyż przed legalizacją aborcji były zepchnięte na sam dół hierarchii społecznej. Wierzyliśmy w to kłamstwo, że przed legalizacją aborcji było dziesiątki tysięcy zabitych kobiet podczas nielegalnych zabiegów przerywania ciąży. Media sprawiały, że przeprowadzając aborcje czuliśmy się nieco lepiej. To, że przeprowadzaliśmy 5 lub 6 aborcji dziennie nie stanowiło już dla nas żadnego kłopotu.

W tym samym czasie ożeniłem się i w 1973 roku przeprowadziłem się z Albany w Nowym Yorku do Atlanty w stanie Georgia. Po ukończeniu praktyki lekarskiej odbywałem służbę wojskową przez dwa lata w Forcie McPherson w Atlancie. Wtedy też urodziło mi się jedno dziecko, a potem drugie. Miałem dwóch synów. Po ukończeniu służby wojskowej zacząłem pracę w klinikach aborcyjnych. To była nowość jak na tamte czasy. W tym czasie w Atlancie było 7 lub 8 klinik aborcyjnych. Praca w tych placówkach była łatwym sposobem na zarobienie dużej ilości gotówki na praktykę lekarską, która jest bardzo droga dla każdego młodego lekarza. Zanim rozpocząłem pracę dla klinik aborcyjnych moim zajęciem było wystawianie ubezpieczeń zdrowotnych. W tym celu jeździłem po wsiach w celu znalezienia klientów, aby je wystawić. Jednakże ta praca nie dawała mi możliwości zarobienia dużej ilości pieniędzy. Czasami pracowałem na pogotowiu ratunkowym setki kilometrów od domu przez 36 lub 48 godzin, cały czas pracując. Moi pracodawcy płacili mi za to zaledwie kilkuset dolarami. Zaś w klinice aborcyjnej zarabiałem 25 dolarów za każdą przeprowadzoną aborcję. Czasem przeprowadzałem ich 20 lub 30, a pewnego dnia pamiętam, że wykonałem aż 62 aborcje. To był mój rekord, ale wy słusznie powiedzielibyście, że to było dno. Tak naprawdę lekarz przeprowadzający aborcje może zarobić dużo pieniędzy. Pewnego dnia dzięki mojej przedsiębiorczości i biegłości zaproponowano mi, abym prowadził w mniejszym lub większym stopniu klinikę aborcyjną. Zgodziłem się, a w krótkim czasie zostałem jej dyrektorem.

W tym czasie coś zaczęło się dziać ze mną w sensie duchowym i emocjonalnym. Jak już mówiłem mogłem przeprowadzać aborcję nawet przez kilka godzin i nic nie czułem. Byłem „dobrym aborcjonistą”. Czasem bywało tak, że kobiety dziękowały mi za to, że przeprowadziłem na nich aborcję, przez którą uwolniły się od presji, jaka spadła na ich życie. Przez cały ten czas nie zastanawiałem się nad tym, czym się zajmowałem. Moje małżeństwo legło w gruzach. Po rozwodzie z moją żoną zacząłem szukać czegoś więcej. Wyglądało to tak: jestem lekarzem, zarabiam sporo pieniędzy, ale co z tego mam? Musi być inny powód niż ten, dla którego żyję. Rozwinęło się w moim wnętrzu pragnieie poszukiwania, gdyż czułem, że czegoś mi brakowało. Z początku myślałem, że brakuje mi miłości, więc przyjąłem to jako naturalną skrajność. Miałem romans z pewną kobietą i to doprowadziło do rozpadu mojego małżeństwa. Smutnym było to, że dwóch chłopców straciło ojca. Jednakże byłem bardzo zdeterminowany. Czułem, że teraz wreszcie nadszedł czas: oto jestem, lekarzem, kawalerem w Atlancie, a wszystko przede mną. Mogę mieć każdą kobietę, jaką chcę, cieszyć się życiem i żyć na pełnych obrotach. Z jednej strony czułem w sobie, że wreszcie mogę używać życia na całego, a z drugiej strony miałem w sobie duchową pustkę, która cały czas mnie irytowała.

Pewnego razu w moim życiu pojawiła się pewna dziewczyna, chrześcijanka, która wywarła na mnie wpływ. Według mojego gustu kobieta, z którą chciałem chodzić na randki musiała być przede wszystkim atrakcyjna. Ona spełniła ten warunek i dlatego pojawiła się w moim życiu. To dzięki niej Bóg na nowo pojawił się w moim życiu. Po pewnym czasie nasz związek się rozpadł. Zanim moja była dziewczyna odeszła ode mnie, dała mi dwa fragmenty  Pisma Świętego do poczytania. Kiedy je dostałem pomyślałem sobie, że przecież one nie mają już dla mnie żadnego znaczenia. Tak wyglądałem: byłem lekarzem, kawalerem, miałem fryzurę w stylu Afro i brodę, które czyniły moją twarz okrągłą. Ubrany byłem w skórzaną kurtkę z K-Mart. Wprawdzie nie była to prawdziwa skóra, ale dobrze na mnie leżała. Sprawiałem wrażenie twardziela nosząc ją. Aby to udowodnić zainteresowałem się karate. Miałem także motocykl, gdyż powszechnie uważa się, że musisz mieć motocykl do kurtki skórzanej. Teraz ta sama osoba, która się nawróciła stoi przed wami.

Nie miałem pojęcia dlaczego ta wierząca i praktykująca dziewczyna spotykała się ze mną. Uważam, że Bóg posłużył się nią, aby mnie nawrócić do siebie. Pewnego razu kiedy byliśmy parą, dała mi do przeczytania dwa fragmenty z Pisma Świętego: Ksiega Jeremiasza 15 i Psalm 139:13-18. Te fragmenty są dobrze znane wszystkim ludziom. To było dla mnie zaskoczeniem, gdyż nie czytałem Pisma Świętego od lat. Jednakże te wersety odnosiły się do mnie w pewnym sensie. Moja była dziewczyna wiedziała, że przeprowadzałem aborcje i nie czułem się z tym źle. Dała mi te dwa fragmenty do przeczytania mając nadzieję, że zmieni się moje nastawienie do aborcji. Z początku kiedy je zobaczyłem, to ją wyśmiałem.

Ale kiedy te fragmenty przeczytałem, to nie było mi do śmiechu. Miałem wrażenie, jakby ktoś nożem przejechał po mojej talii i uświadomił mi, że wykonując aborcje nie „służyłem” kobietom, tylko zabijałem nienarodzone dzieci. Te fragmenty sprawiły także, że przestałem być tym super macho, któregoście już poznali. Jednakże ta lektura nie powstrzymała mnie przed wykonywaniem aborcji. Dzięki tym wersetom zrozumiałem, że Bóg znał nas zanim zostaliśmy poczęci w łonie matki. Bóg znał mnie, zanim się począłem i narodziłem, a także znał te wszystkie dzieci, które zabiłem zanim jeszcze się poczęły w łonach matek. Bóg miał swoje plany, co do ich życia. Te „dzieci” stały się dla mnie ludzkimi istotami w najprawdziwszym i najgłębszym znaczeniu tego słowa niż przedtem. Te fragmenty z Pisma Świętego sprawiły, że po ich przeczytaniu zacząłem czuć się nieswojo podczas „zabiegów przerywania ciąży”, a Bóg wiedział o tym.

W tym samym czasie Bóg także wiedział, że miałem rozpocząć wykonywanie aborcji metodą D&E, która popularnie zwie się: rozszerzenie i usunięcie. Ta metoda aborcji polega na rozszerzeniu szyjki macicy i usunięcia zawartości macicy przy pomocy narzędzi chirurgicznych. Wtedy klinika, w której byłem dyrektorem zamierzała przeprowadzać aborcje wykorzystując tę metodę. Abyście lepiej zrozumieli, co to takiego wyobraźcie sobie, że macie przed oczyma dzieci w zaawansowanej ciąży, które są widoczne i w pełni uformowane, a wy rozrywacie je na kawałki od stóp do głowy przy pomocy narzędzi chirurgicznych.

Wtedy byłem doświadczony, ponieważ przeprowadziłem wiele aborcji, nawet tysiące. Wysłano mnie do Chicago, żebym nauczył się tej procedury, ponieważ żaden aborcjonista pracujący dla kliniki nie wiedział jak bezpiecznie przeprowadzić aborcję wykorzystując tę metodę. Nauczyłem się tej procedury i zacząłem przeprowadzać aborcje w bardzo zaawansowanej ciąży wykorzystując  metodę D&E. Wtedy też przeprowadzając aborcje zacząłem czuć się naprawdę niekomfortowo.

Fetologia, dział medycyny zajmujący się badaniem i leczeniem płodu, była bardzo dobrze rozwinięta. Ta nauka była dla mnie szokująca, gdyż jednoznacznie mówiła nie tylko mi, ale i każdej osobie, że wykonując aborcje zabijałem nienarodzone dzieci. Fetologia jasno mówi każdemu lekarzowi, że płód jest naprawdę dzieckiem. Jestem tego pewien, że to Bóg stworzył ten dział medycyny. Wspaniałą rzeczą związaną z fetologią jest to, że dzięki niej można zobaczyć wszystkie szczegóły dzieci takie jak: odczuwanie, posiadanie fal mózgowych i że jest ono tak rozwinięte i prawie nie do odróżnienia od nas i naszej wrażliwości. Jednakże najcudowniejszą rzeczą, jaką oferuje nam ten dział medycyny jest ultrasonograf. Dzięki temu urządzeniu możemy zobaczyć na odbiorniku telewizyjnym, jak wygląda dziecko w łonie matki. Widok nienarodzonego dziecka poruszającego się w łonie matki wprawiał mnie w większe zakłopotanie niż cokolwiek innego. Chociaż naprawdę nie znałem tych dzieci to jednak zawsze pojawiała się silna więź, kiedy patrzyłem na zdjęcia z ultrasonografu. Także kobiety w ciąży dostawały te zdjęcia, na których są ich nienarodzone dzieci. A one przynosiły mi je i nie wiedziały, co tak naprawdę na nich było. Widziały główkę, rączkę i nóżkę. Pomimo, że to wszystko było dla nich tak wyraźnie przedstawione, to one nie nie miały pojęcia, że to było nienarodzone dziecko.

Podczas aborcji z zastosowaniem metody D&E pielęgniarki musiały asystować, a także ustalić w jakim tygodniu ciąży była kobieta. To wszystko było konieczne, ponieważ aborcjonista dostaje więcej pieniędzy jeśli kobieta jest w 14, 16, 18 tygodniu lub w bardziej zaawansowanej ciąży. Innymi słowy: im bardziej zaawansowana ciąża, tym droższy „zabieg przerywania ciąży”, ponieważ do kasy kliniki wpada więcej pieniędzy. Przeprowadzając aborcje na kobietach będących w bardziej zaawanosowanej ciąży musiałem być pewny, że ciąża nie była za bardzo zaawansowana.

Kiedy rozpoczęliśmy te „zabiegi” dwie pielęgniarki rzuciły pracę w klinice. Nie mogły znieść widoku zabitych i rozerwanych na kawałki dzieci. Także inni pracownicy kliniki sami rzucili pracę. Niestabilność w kadrze nastąpiła również po tym, jak zabiegi „rozszerzenia i usunięcia” zaczęliśmy przeprowadzać wraz z zastosowaniem ultrasonografu. Oczywistym było to, że ultrasonograf odegrał kluczową rolę w redukcji kadry kliniki. Jednocześnie kobiety, na których przeprowadzaliśmy aborcje miały zakaz spojrzenia na ultrasonograf podczas „zabiegu przerywania ciąży”. Doskonale wiedzieliśmy, że jeśli one wiele razy usłyszą bicie serca ich nienarodzonego dziecka podczas „zabiegu”, to w rezultacie nie zgodzą się na przeprowadzenie aborcji. Aborcjonista tego nie chce, gdyż to, co go najbardziej interesuje to pieniądze.

Nauka, mój rozwój zarówno intelektualny i serca były w tym czasie czymś w rodzaju porównania. Cóż byłem niezrażony, ale nadal chciałem znaleźć prawdę, więc postanowiłem pójść dalej. Przez całe moje życie byłem tym, który jest nastawiony na branie, więc postanowiłem to zmienić. Zdecydowałem się, że stanę się tym, który nastawiony jest na dawanie ludziom. W rezultacie otrzymywałem wiele tabliczek pamiątkowych za robienie dobrych rzeczy. Czułem się z tym dobrze, ale nie do końca. Nadal miałem w sobie tę pustkę, której nie byłem w stanie niczym wypełnić. Więc doszedłem do wniosku, że powinieniem być aktywnym w medycznej społeczności. Aktywnie brałem udział w działalnościach szpitali, we wszystkich ich komisjach i tym podobnych sprawach.

Kiedy się zastanawiałem nad swoim życiem, to myślami cofnąłem się do czasów nauki w collegu, kiedy byłem członkiem w religijnym stowarzyszeniu uczelni. Jako wolontariusz malowałem kościoły i robiłem tym podobne dobre rzeczy, które sprawiały mi radość. Podobne rzeczy robiłem będąc w szkole średniej. Więc pomyślałem sobie, że może to wypełni tę pustkę, którą w sobie odczuwałem. Podążając tym tropem zostałem wice przewodniczącym społeczności medycznej. Jednakże to też nie pomogło wypełnić tej pustki, którą w sobie odczuwałem.

Poszukując prawdy i sposobu na wypełnienie tej duchowej pustki we mnie zainteresowałem się okultyzmem, a konkretnie astralnym przewidywaniem. To jest metoda okultyzmu, w której osoba leży na łóżku, a dookoła palą się świece. Osoba zaczyna brzęczeć, następnie dygotać jednym palcem u nogi, a potem następnym, a potem całym ciałem, aż w końcu bach i „wyskakuje”. Strzeżcie się, ponieważ wyjście z okultyzmu nie jest tak łatwe jak wejście. Wiecie co mam na myśli, prawda? Ta forma okultyzmu sprawiła, że poczułem w sobie taki strach, że ten stojący przed wami macho w skórze z motocyklem musiał spać przy zapalonym świetle.

Okultyzm również mi nie pomógł, więc zdecydowałem się na spróbowanie jeszcze jednej rzeczy: chirurgii fantomowej. Myślałem sobie, że to mi pomoże, gdyż byłem wtedy bardzo zdesperowany. Wszystko, co musiałem zrobić, to dużo poczytać o tym. Meksyk wyglądał na idealne miejsce, więc miałem zamiar tam się udać. Zanim do tego doszło zacząłem dużo czytać i zainteresowałem się chirurgią fantomową. W tym czasie prowadziłem poszukiwania w wypełnieniu tej pustki, które zawsze prowadziły mnie donikąd. Wtedy właśnie Bóg postawił w moim życiu chrześcijańską aktywistkę, która pracowała dla mnie na pół etatu, ale dla Boga na pełny etat. Bóg postawił ją dokładnie w moim biurze. Nazywała się Becky. Była mężatką i zrobiła coś bardzo interesującego. Zaprzyjaźniła się ze mną. Becky wraz ze swoim mężem wzięli pod swój dach setki dzieci tworząc dla nich rodziny zastępcze. Potem adoptowali kilkoro dzieci. Doceniałem to u niej, ponieważ sam byłem adoptowanym dzieckiem. Adopcja jest czymś, co bardzo lubię, a Bóg wiedział o tym i dlatego postawił Becky na mojej drodze życia.

Wiedziałem, że Becky była przeciwnikiem aborcji. To było powszechnie znane, że chrześcijanie są tymi pikietującymi przed klinikami aborcyjnymi dziwakami, gdyż nie popierali aborcji. Natomiast Becky była inną osobą. Nigdy mnie nie sądziła, ani surowo nie krytykowała. Była dla mnie przyjacielem, który darzył mnie autentyczną miłością nie patrząc na fakt, że co tydzień, czy kilka razy w tygodniu udawałem się do kliniki, aby przeprowadzać aborcje w wielkich liczbach. Nie oddtąciła mnie od siebie. Pewnego razu zabrała mnie do kościoła, którego zadaniem jest dzielić się prawdą Ewangelii Jezusa Chrystusa ze wszystkimi. W tym kościele co tydzień wierni wyciągają osoby na przód i chcą, aby ta osoba wybrała, czy jest po stronie Jezusa Chrystusa czy nie. Wiedziałem o tym wszystkim, co przeczytałem w Piśmie Świętym. Mam wiele nagród ze szkoły niedzielnej za czytanie Biblii. Będąc w młodym wieku uważałem, że to co jest w Piśmie Świętym jest prawdą, ale w wieku dziewiętnastu lat wyrzekłem się tego zanim poszedłem do collegu. Przez półtora roku uczęszczałem na naukę w kościele.

Tutaj chciałbym się cofnąć do mojego doświadczenia z okultyzmem, które poprzednio pominąłem. Miałem zaczynać chirurgię fantomową. Uczęszczałem na kurs, podczas którego poznałem prowadzących chirurgię fantową: Foundation of Truth. Wiedziałem, że dotarłem do punktu, w którym poszukiwałem prawdy. Kurs miał miejsce w siedzibie fundacji, która była tuż za rogiem od kliniki aborcyjnej. Pomyślałem sobie jakie to wygodne, gdyż mógłbym uczęszczać na kurs po skończeniu przeprowadzania aborcji w soboty. Jednakże okazało się, że kurs chirurgi fantomowej odwołano, a ja ponownie znalazłem się na straconej pozycji.

W tym samym czasie stopniowo stawałem się przekonany tym, że co Kościół powiedział jest prawdą. To właśnie w Kościele poznałem, że Bóg zstąpił na ziemię, przyjął ciało i stał się człowiekiem, któremu nadano imię Jezus. To właśnie w Kościele dowiedziałem się, że Jezus umarł za moje grzechy na krzyżu. Wiedząc to wszystko zapragnąłem odnowienia mojej relacji z Bogiem, która zagwarantowałaby mi dostanie się do nieba. To wszystko sprawiło, że zrodziło się w moim sercu pragnienie bycia chrześcijaninem. Jednakże wiedziałem, że nie mogę być jednocześnie chrześcijaninem i aborcjonistą. To nie ma sensu. To tak jakby ktoś był dobrym chrześcijańskim gangsterem. W jednej z książek Chuck’a Colson’a czytamy, że nie można być jednocześnie dobrym i złym człowiekiem.

Znalazłem się na granicy, której nie chciałem przekroczyć. Jedyny powód, który trzymał mnie wtedy z dala od chrześcijaństwa były pieniądze. Porzucenie przeprowadzania aborcji oznaczało, że musiałem porzucić nie jakieś konkretne rzeczy, ale całe moje dotychczasowe życie. Byłem w toku sprawy rozwodowej, a rozwiedziony lekarz jest znany w Atlancie jako biedny lekarz. Powodem tego stanu rzeczy jest to, że była żona dostaje mnóstwo pieniędzy, a w moim przypadku moja była żona dostawała 2/3 mojego wynagrodzenia. Wtedy połowa mojego dochodu była związana z przeprowadzaniem aborcji, a druga połowa dotyczyła mojej praktyki ginekologicznej. Nie zajmowałem się położnictwem i nie mogłem odbierać porodów.

Porzuciłem położnictwo, gdyż aborcje były moim źródłem utrzymania. Musicie wiedzieć, że byłem człowiekiem o sercu z kamienia, a wykonywane przeze mnie aborcje sprawiały, że nie budziłem się po nocach mając koszmary. Przyzwyczaiłem się do wykonywania mojej pracy. 2/3 mojej pensji otrzymywała moja była żona, z czego 50% pochodziło z wykonywania aborcji. Zrozumiałem, że jeśli porzucę przeprowadzanie aborcji, to stanę się bankrutem, a moja była żona nie jest koleżeńska. Sąd orzekł rozwód po dziewięciu procesach. Wiedziałem, że ten rozwód będzie okropną rzeczą. Więc po namyśle uczciwie podeszłem do tego problemu i powiedziałem sobie: „Poczekam aż skończę spłacać swoją byłą żonę. Za rok lub trochę później spłacę ją co do grosza i wtedy porzucę przeprowadzanie aborcji”. Gdy tak postanowiłem, to usłyszałem wewnętrzny głos w moim sercu, który mi powiedział: „Porzuć wykonywanie aborcji, zrób to teraz. Zaufaj mi”. Jednakże w tym samym momencie wiele głosów powiedziało: „Jeśli porzucisz wykonywanie aborcji to staniesz się bankrutem i będziesz miał sporo kłopotów”.

Ostatecznie 23 października 1983 roku (to była sobota) udałem się do kliniki i przeprowadziłem na kilku pacjentkach ostatnie aborcje. Wtedy nie był to mój dzień roboczy, więc było w poczekalni tylko kilka kobiet. Wiedziałem, że to był ostatni dzień, w którym przeprowadzam aborcje. Kiedy skończyłem przeprowadzanie „zabiegów przerywania ciąży” poszedłem do domu. Wieczorem tego samego dnia powiedziałem sobie: „Nie dla pieniędzy, tak dla Boga”. Skontaktowałem się z Becky i powiedziałem jej o moim postanowieniu. Usłyszawszy to Becky była cała zaskoczona, a jej głos miał natężenie 50 decybeli. Następnego dnia poszedłem do kościoła, w którym wyznałem przed ołtarzem, że Jezus Chrystus jest Bogiem i rozpłakałem się na oczach ludzi, którzy wtedy byli przy ołtarzu.

Wychodząc z kościoła zobaczyłem niebieską broszurę o Centrum Kryzysu Ciąży. Poczułem w moim sercu, że to jest to, czym powinienem się zajmować. Wziąłem ją i następnego dnia zadzwoniłem do tego centrum prosząc o rozmowę z dyrektorem tej placówki. Podczas rozmowy telefonicznej z operatorem powiedziałem, że byłem aborcjonistą w Atlancie, który przeprowadził tysiące aborcji, ale nawrócił się do Jezusa Chrystusa i teraz pragnie robić wszystko, aby ratować, a nie niszczyć życie nienarodzonych dzieci. Operator zamarł słysząc te zdania. Zapadła cisza jak makiem zasiał. Mogłem usłyszeć po drugiej stronie telefonu jak jabłko Adama dyrektora unosi się do góry i w dół. Po pewnym czasie zaczęliśmy rozmawiać. Potem dyrektor placówki powiedział, że ludzie muszą usłyszeć moje świadectwo. Wprawdzie jestem najgorszym rozmówcą na świecie, gdyż bardzo boję się przemawiać, ale doskonale rozumiem, co pan dyrektor miał na myśli.

Od tamtej rozmowy obecnie pracuję w Centrach Kryzysu Ciąży. Te centra są w moim sercu podobne do tego, czym Becky się zajmowała. One są nową falą miłości, która przetacza się przez ten kraj. Odnoszą się także z miłością do kobiet, które poddały się aborcji. Te centra ofiarnie służą każdej kobiecie znajdując dla nich czas, dając pieniądze, a nawet chętnie przyjmują kobiety, które nieważne, czy nie usunęły ciąży, czy oddały dzieci do adopcji, czy poddały się aborcji. Pracownicy tych centrów rozmawiają z kobietami, które poddały się aborcji, a jeśli one mają problemy związane z abocją, to oni nigdy ich nie porzucają. To obiektywne i pełne miłości podejście jest według mnie tym, co mnie naprawdę wzruszyło i sprawia, że nadal pracuję dla tych Centrów Kryzysu Ciążowego. To jest to, co teraz ma miejsce w całym kraju.

A teraz co takiego się ze mną stało od tamtej pory? Bóg nie tylko dał mi nowe życie, w którym wszystko jest inne, ale sprawił też, że ten mężczyzna, który niegdyś przeprowadzał aborcje teraz mówi ludziom o ratowaniu życia dzieci nienarodzonych. Cóż za wspaniała przemiana, czyż nie?

A co się stało z pieniędzmi? Więc sytuacja w tej dziedzinie stała się trochę napięta przez pewien czas. To było do przewidzenia. Moja była żona nigdy nie zaakceptowała jakiegokolwiek porozumienia co do spłaty. Musieliśmy ustalić zmianę finansowych porozumień. Nigdy nie chciała zaakceptować czegokolwiek, nie tylko ode mnie i moich prawników, ale także od jej sześciu adwokatów. Prawnicy w Altancie uwielbiają mnie, a mój adwokat wykorzystuje mnie jako przykład tego, czego nie wolno robić.

Niemniej jednak uświadomiłem sobie, że muszę spłacić wszystkie moje długi. Wiedziałem, że przeprowadzając aborcje byłem nieuczciwy wmawiając sobie, że zarabiam tylko połowę mojej pensji. Zastanawiałem się wtedy, jak mogę to wszystko spłacić, jeśli porzucę aborcyjny biznes? Odpowiedź na to pytanie znalazłem w Piśmie Świętym: „Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz!” (Mt 5.40). Gdy natrafiłem na ten fragment to Bóg podsunął mi plan. I wiecie co się stało? Ona go zaakceptowała. Upłynęło kilka lat odkąd spłaciłem moją byłą żonę.

Od tamtej pory kiedy zmieniłem moje życie, stan mojego posiadania zwiększył się dwukrotnie. Musicie wiedzieć, że jednocześnie straciłem wszystko, co zarobiłem poprzednio: majątek wart miliony dolarów, który uzyskałem zabijając dzieci nienarodzone. Teraz moja była żona opowiada swoim koleżankom, jak zapraszam ją na kolację, podczas której jedynym daniem są dwa plastry sera z wodą. Stałem się biednym z materialnego punktu widzenia. Jednakże Bóg zmienił to wszystko w krótkim czasie. Obecnie posiadam prywatną klinikę wraz z ziemią na własność. W moim prywatnym gabinecie nie zajmuję się już przeprowadzaniem aborcji.

Wydaje mi się, że są dwie rzeczy, które po krótce wspomnę na koniec. Istnieją dwie rzeczy, które są problemami w jakimkolwiek ruchu: apatia i rozłam. Zasadniczo apatia występuje wtedy, kiedy ktoś mówi: „Mam już tego wszystkiego dość i mnie to nie obchodzi”. Tak naprawdę apatię można pokonać w bardzo prosty sposób. Wszystko, co musisz zrobić to być dostępnym i zainteresowanym. Jeśli jesteś zainteresowanym to znaczy, że ktoś ma na ciebie wpływ, a to oznacza, że jeśli czegoś nie chcesz zrobić, to Bóg obarczy cię odpowiedzialnością. W 24 rozdziale w Księdze Przysłów jest jasno napisane, że jeśli ktoś wie, że ludzie prowadzeni są na śmierć i ta osoba nic nie robi, aby ich powstrzymać, to jest winna ich śmierci. Kolejną rzeczą jest to, że czas ucieka. Marcin Luter powiedział : „Gdybym wiedział, że jutro przyjdzie Bóg, to bym dzisiaj posadził drzewo”. Wydaje mi się, że to powinno być dla was bodźcem do działania. Wiem, że wy wszyscy tutaj obecni, jesteście aktywni, ale zrozumcie sens tej koniecznej potrzeby działania, gdyż nasz czas dobiega końca.

Numerem dwa jest rozłam. Naczelny Chirurg, to jest powołany przez rząd lekarz zajmujący się sprawami opieki zdrowotnej w całym kraju, rozmawiał ze mną podczas konferencji na uniwersytecie w Emory. Powiedział mi, że gdybyśmy to wszystko zebrali w jedną całość i zjednoczyli, to już dawno poradzilibyśmy sobie z tym problemem. Kluczem do tego wszystkiego jest to, że musimy uniżyć samych siebie. Musimy uniżyć nasze nominały, które mają tendencje do separacji człowieka od człowieka. Musimy uniżyć nasze tradycje, szczególne instytucje, nasze kliniki położnicze, Centra Kryzysu Ciąży i wszystko, co uważamy, że należy do nas. Te rzeczy nie należą do nas, tylko do Boga. One sprawiają, że bardziej skupiamy się na nas samych, przez co odseparowujemy się od innych osób. My musimy być zjednoczeni pokorą służącego, który naprawdę służy tym kobietom, które najbardziej potrzebują miłości… tej miłości, którą Bóg mi okazał przez to, że przebaczył mi to wszystko, czym się poprzednio zajmowałem, a dzięki temu mogę teraz stać i rozmawiać z wami wszystkimi.

Musimy kochać kobiety w ciąży wraz z ich nienarodzonymi dziećmi, mężami czy narzeczonymi i ich rodziny. Musimy kochać aborcjonistów, tych, którzy was nienawidzą. Błogosławiona Matka Teresa powiedziała: „Należy dawać to, co jakoś kosztuje, wymaga poświęcenia, pozbawia czegoś, co się lubi - aby dar miał wartość przed Bogiem”.

Chciałbym zakończyć nasze rozważanie fragmentem z Pisma Świętego z Księgi Koheleta 11.5: „Jak nie wiesz, którą drogą duch wstępuje w kości, co są w łonie brzemiennej, tak też nie możesz poznać działania Boga, który sprawuje wszystko”.

Nasza nadzieja jest w Bogu. Chociaż my nie znamy drogi, to Bóg ją zna. Pismo Święte mówi, że ścieżki Boga są tajemnicze jak droga wiatru. Podobnie rzecz ma się, jak dusza człowieka wstępuje do ciała maleńkiego dziecka w brzuchu matki.

Zachęcam was, abyście nadal siali wasze ziarno, gdyż nigdy nie będziecie wiedzieli, kiedy ono urośnie i wyda plon.

Niech was Bóg błogosławi.

Joseph Randall, MD

Tłumaczenie z j.ang. na j.pol. mgr Marcin Rak

Źródło: http://www.silentnomoreawareness.org/testimonies/testimony.aspx?ID=1131

 

zobacz powiązane artykuły

Komentarze (0)

Portal zywawiara.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.

Powiązane artykuły

Zabiłam i spłukałam w ubikacji moje nienarodzone dziecko

Zabiłam i spłukałam w ubikacji moje nienarodzone dziecko

autor: Elizabeth

Po chwili usłyszałam głośny plusk wody. Spojrzałam na muszlę. To, co zobaczyłam obudziło we mnie poczucie winy i obrzydzenia. Na dnie muszli klozetowej była krew i zakrzepy. Oprócz tego zobaczyłam...

dodano: 2020-03-24 MRak
Komentarzy (0)
Zabiłam dziecko, które poczęło się w wyniku gwałtu

Zabiłam dziecko, które poczęło się w wyniku gwałtu

autor: Anonimowa Kobieta

Moje świadectwo nie jest łatwe do napisania. Jednak uważam, że powinnam spróbować. Wiem jak to jest, kiedy ktoś czuje się samotny. Nie wiem, kto je przeczyta, ale wiem, że to co przeżyłam nie było...

dodano: 2018-06-12 MRak
Komentarzy (0)
Aborcja – zło, którego nie da się opisać

Aborcja – zło, którego nie da się opisać

autor: Christina

Konsekwencje obydwóch aborcji były straszne. Upijałam się i zażywałam narkotyki. W ten sposób chciałam pozbyć się poczucia winy i samotności, które miałam w sobie. Zmieniałam parterów seksualnych...

dodano: 2020-10-27 MRak
Komentarzy (0)