żywa Wiara

ArtykułyZOBACZ WSZYSTKIE

Wzgórza cudów. Medjugorie cz.1 - Uzdrowiony mistrz i cudowny różaniec

autor: Paolo Brosio

użytkownik: Admin z dnia: 2013-10-22

Jest to dramatyczna i równocześnie nadzwyczajna historia wielkiego sportowca, pływaka włoskiego o światowej randze . Mówię tutaj o Paolo Bossinim, żonatym, mającym jedną córkę, mistrzu Europy w stylu klasycznym, srebrnym medaliście w mistrzostwach Europy na dwieście metrów stylem klasycznym także w 2006 roku, najlepszym z Włochów na Olimpiadzie w Pekinie w 2008 roku. Jego rekord wynosi 2’08’’98 [zdj. 46]. Kiedy piszę te słowa, jest 29 czerwca, święto Piotra i Pawła. Paolo Bossini kończy dwadzieścia siedem lat dokładnie w dzień jego i moich imienin.

Nie jest łatwo zrozumieć historię, którą wam chcę opowiedzieć. Także i dla mnie, chociaż moja droga modlitwy jest świadoma i poważna i doskonale wiem, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Mimo tego po raz kolejny przekazuję świadectwo wyjątkowego zdarzenia i za każdym razem dziwię się temu, czego może dokonać niebo w naszym ziemskim życiu. Idźmy jednak po kolei i zacznijmy od początku. Opowiem historię równocześnie niewiarygodną i wspaniałą.

Pod koniec listopada 2010 roku Bossini, który nie pamięta dobrze, czy było to 29 czy 30, prowadził samochód w Rzymie, gdzie mieszka już od około dziesięciu lat. Kiedy  na wysokości świateł obrócił głowę w lewo, poczuł dotkliwy i silny ból ograniczający ruch w szyi. Dotknął ręką  potylicy i wyczuł pod palcami guza. Po kilku dniach, ponieważ ból nie mijał, zaczął rozmawiać o tym z rodziną i z żoną Laurą. Niepokój i konieczność udania się do lekarza. Guz był cały czas na swoim miejscu, a ból nie ustawał.  Udało mi się dodzwonić do Paola w pierwszych dniach lipca 2012 roku po to, byśmy wspólnie odtworzyli historię, która kazała mi coraz mocniej wierzyć w siłę wiary i konieczność modlitwy: „Cześć, Paolo, jak się czujesz. Mam nadzieję, że wszystko dobrze. To ja, Paolo Brosio, mieliśmy przyjemność słyszeć się telefonicznie pod koniec kwietnia. Zależy mi bardzo, by wyjaśnić wszystko od A do Z i napisać o tym, co ci się przytrafiło, o tym, co mi opowiedziałeś, w mojej następnej książce, która będzie poświęcona wierze i sportowi”.

Tyle, nie musiałem niczego więcej dodawać. Paolo i ja, aż do tego momentu, nie mieliśmy okazji się spotkać. Myślę jednak, że mogę wyrazić takie nasze wspólne odczucie i powiedzieć, że przez całe miesiące pozostawaliśmy połączeni modlitwą z taką intensywnością, że czuję się tak, jakbym dzielił jego cierpienie.

Oczywiście, zapytacie, co też mogłem mu powiedzieć lub zrobić, co spowodowało, że połączyłem się  z nim w tak krytycznym momencie jego życia. Spróbujemy przeanalizować tę historię dzień po dniu.

Paolo, po tym jak poczuł silny ból, który nie ustawał, zdecydował się zrobić USG, a potem rezonans magnetyczny i tomografię  u profesora Giancarlo Gualdiego, koordynatora radiologii w poliklinice Umberto I w Rzymie.

Diagnostykę wykonano w szpitalu im. Piusa XI. Lekarz, z podejrzeniem podszedł do tego guza, który posiadał wszelkie cechy nowotworu. Po potwierdzeniu podejrzenia natychmiast decyduje się wysłać Bossiniego do specjalisty, profesora Franco Mandelliego, hematologa, eksperta w dziedzinie leukemii i węzłów chłonnych. Mandelli po zapoznaniu się z wynikami badań radiologicznych, decyduje o natychmiastowej operacji.

W poniedziałek 6 grudnia postawiono ostateczną diagnozę: nowotwór systemu limfatycznego i powiększone węzły chłonne na szyi. Operacja musi się odbyć jak najszybciej, a  data, zwróćcie na to uwagę, zostaje ustalona na 8 grudnia 2010 roku. Dyrektorzy są świadomi, że większość sal operacyjnych jest nieczynna, ponieważ zaczyna się długi weekend w związku z obchodami święta Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny i wielu lekarzy jest na urlopach. Ten długi weekend zazwyczaj rozpoczyna  sezon narciarski. Operacja zostaje zatem przesunięta na 9 grudnia na godzinę 18. Wydawało się, że chodzi o jeden zajęty węzeł, lecz później odkryto kolejny, mniejszy, i zdecydowano pobrać szpik i komórki. Operacja udała się doskonale, lecz zawsze pozostaje możliwość, że nowotwór może zrobić przerzut.

W piątek 10 grudnia Paolo wychodzi do domu  i może ponownie uściskać żonę Laurę i małą Angelikę, która ma dwa i pół roku. W tej krytycznej i delikatnej fazie swego życia Bossini musi podziękować klubowi pływackiemu Aniene z Rzymu, prezesowi towarzystwa Giovanniemu Malagò i technikowi Gianniemu Nagniemu, którzy od samego początku byli przy nim. Do tej pory wszystko było w normie. Jednak w tym momencie zaczyna się dziać coś nadzwyczajnego i absolutnie nieznanego, zarówno dla opinii publicznej, jak i dla wielu bliskich wielkiemu mistrzowi osób. Tylko żona Laura i córka Angelica, no i oczywiście sam Paolo, poza mną, wiedzą o nadzwyczajnym zdarzeniu, którego nie można wyjaśnić rozumem i które można sprowadzić tylko do wiary, do modlitwy, która nagle wkracza do życia i do serca tego wielkiego pływaka. Wiara, która do tej chwili była, powiedzmy szczerze, mizerna. Opowiem wam tę historię w wywiadzie, jakiego Paolo udzielił mi na wyłączność i w którym zgodził się opowiedzieć o tym zdarzeniu. Z tego opowiadania wyłania się nadzwyczajna zbieżność dat i miejsc, które  odsyłają bezpośrednio do Matki Boskiej.

„Drogi Paolo, dziękuję, że dajesz mi możliwość opowiedzenia, poprzez to świadectwo, o drodze wiary i o nadzwyczajnych wydarzeniach, które towarzyszyły twojej chorobie. Jaki macie stosunek, ty, twoja rodzina, rodzice, do Boga?”

„Wszyscy jesteśmy wierzącymi katolikami, lecz niezbyt praktykującymi, chociaż mój ojciec Pierino i moja matka Maria Rosa odbywali pielgrzymki. Są osobami wierzącymi, lecz niepraktykującymi na co dzień. Ja także, muszę przyznać, aż do chwili kiedy zachorowałem, byłem raczej daleki od modlitwy. Pochodzimy z Villa Carcina w rejonie Brescia, w dolinie Val Trompia i niewiele nas wiązało z parafią”.

„Możesz nam opowiedzieć, co się stało zaraz po tym, jak zachorowałeś?”

„Dobrze wiesz, co się stało. Opowiedziałem ci o tym jako pierwszemu. Teraz jednak to powtórzę i potwierdzę wszystkim. Ta choroba  była dla mnie jak zdrada,  jak falstart, jak wyścig pod górę. Czułem się jak w blokach startowych, musiałem stawić czoła wyzwaniu na śmierć i życie: kto wygrywa, żyje, kto przegrywa, umiera. Nagle znalazłem siłę w rodzinie, w mojej żonie i w mojej córce. Potem po pierwszych chwilach zagubienia, był twój telefon, który zmienił mój sposób widzenia tej walki. Nigdy go nie zapomnę.

Była to nadzwyczajna rozmowa, która poruszyła coś w mojej świadomości, coś co stanowiło część mojego wewnętrznego życia. Jakby coś wewnątrz mnie się odblokowało i wywołało całą niekończącą się serię emocji. Pamiętam dobrze, mieliśmy prawie połowę grudnia 2010 roku. To było tak, jakbyś zdjął korek, pozwalając uwolnić się emocjom. Ja zawsze byłem wierzący, lecz nigdy nie doceniałem codziennej modlitwy i trwałości wiary. Katolik, tak, lecz niepraktykujący. To ty wyjaśniłeś mi siłę modlitwy, bo ja o tym nigdy nie pomyślałem. Potem, pod koniec naszej telefonicznej rozmowy, powiedziałeś, że wyślesz mi pocztą paczkę z wieloma ważnymi rzeczami. Objaśniałeś mi wszystko, lecz ja z trudem nadążałem za tobą. Nie wiesz jednak, jak się ucieszyłem, kiedy zobaczyłem tę paczkę, z której jeden po drugim wyjmowałem poświęcone przedmioty, jakie mi przysłałeś. Pierwszy raz usłyszeliśmy się 10 lub 11 grudnia 2010 roku. Byłem zaraz po operacji i pamiętam, że w niedzielę 12 grudnia wiadomość o mojej chorobie została opublikowana przez taką wpływową gazetę, jak «Gazzetta dello Sport». Na pierwszej stronie opublikowano moje szokujące słowa: „Włoski pływak stylem klasycznym, mistrz Europy 2004 pilnie operowany. Bossini: «Muszę pokonać nowotwór, w czwartek operacja węzłów chłonnych szyjnych»”.

Twój telefon był dla mnie niespodzianką, chociaż słyszałem cię w telewizji i rozmawiałem o tobie w klubie Aniene w Rzymie z Marą Santangelo (przyp. autora – była  włoska tenisistka, zwyciężczyni podwójnego tenisa w Paryżu na Roland Garros) [zdj. 47]. Ona opowiadała mi o Medjugorie i o podróży, jaką odbyła z tobą, która zmieniła jej życie. Zadzwoniłeś  w bardzo krytycznym i istotnym momencie mojego życia. Twoje słowa dodały mi wiary, a zaproszenie do odmawiania różańca było podstawowe. Pamiętam, że w tej paczce od ciebie były kamyki i czerwona ziemia z Podbrdo. Poza tym był różaniec, obrazki Jezusa Miłosiernego, obrazki przedstawiające Gospę, poświęcone przez braci i przez samą Maryję, jak mi opowiedziałeś, kiedy ukazała się widzącej Vicce.

Powiem ci, że tak naprawdę w tamtym momencie byłem zaskoczony i z trudem śledziłem twoje wskazówki. Zacząłem się uczyć modlitwy właśnie na tych paciorkach różańca i zrobiłem coś instynktownie: kiedy tylko odłożyłem słuchawkę, postanowiłem założyć sobie ten różaniec na szyję i go nie zdejmować. Ta paczka przyszła do mnie między 13 grudnia,czyli świętem św. Łucji, a Bożym Narodzeniem. To są dni szczególne, ponieważ to wtedy dzieci w prowincji Brescia otrzymują prezenty niespodzianki z kokardkami. Rano się budzą i znajdują cukierki oraz inne słodycze.

Ja obudziłem się i otrzymałem te wspaniałe dary. Modląc się, zacząłem prosić Matkę Boską o pomoc dla mnie i dla mojej rodziny”.

„Pamiętam dobrze, pamiętam wszystko... Ten różaniec, który ci przesłałem, jest taki sam jak ten, którego ja używam. Kupiłem go w małym sklepiku z dewocjonaliami Ivo Juricica w Bijakovici. Jego dom sąsiaduje ze wspólnotą Oaza Pokoju, założoną przez ojca Sgreva. Ivo Juricić jest byłym mistrzem koszykówki w drużynie młodzieżowej Jugosławii, którego też dotknęła choroba – nowotwór kości. Został uleczony, kiedy towarzyszył objawieniom Vicki. Cud tak ogromny, że chemioterapia okazała się zbędna.

Lecz to nie wszystko. Poświęciłem mu cały rozdział z powodu tej niewiarygodnej historii. Stał się bohaterem trzeciej tajemnicy Medjugorie, kiedy to na Wzgórzu Objawień pojawi się nadzwyczajny znak i wszyscy zrozumieją, że nie może to być dzieło ludzkich rąk. Niedługo potem, nie wiadomo kiedy, Ivovi odrosła noga i to jest największy cud w historii ludzkości.

Były koszykarz poślubił siostrę Vicki,  o imieniu Zdenga, której zawsze powierzam różańce zrobione przez Ivo, by je dała samej Matce Bożej do pobłogosławienia. Są to potem cenne dary szczególnie dla chorych, kiedy wracam do Włoch lub jadę za granicę. Podobnie było w twoim przypadku (por. Profumo di lavanda[1], s. 299–310). Te różańce zostały wykonane ręcznie, a paciorki są z drewna oliwnego, podzielone co dziesięć okrągłym wizerunkiem św. Benedykta z Nursji, zakończone  krzyżem św. Benedykta z napisami egzorcystów po łacinie: V.R.S. Vade Retro Satana („Oddal się Szatanie!), C.S.P.B. Crux Sancti Patris Benedicti (Krzyż Świętego Ojca Benedykta”), C.S.S.M.L. Crux Sacra Sit Mihi Lux („Niech Krzyż Święty będzie moim światłem”), N.D.S.M.D. Non Draco Sit Mihi Dux („Oby demon nie był moim szefem”), N.S.,M.V. Non Suade Mihi Vana („Nie przekonasz mnie do złych rzeczy”), S.M.Q.L. Sunt Mala Quae Libas („To co mi przedstawiasz, jest złem”), I.V.B. Ipse Venena Bibas („Sam sobie pij swoje trucizny”).

Pomyślcie o duchowej potędze tego różańca: ma krzyż św. Benedykta, mocno działający przeciw złym i demonicznym podstępom, został poświęcony przez świętego księdza i w końcu pobłogosławiony rękami samej Matki Boskiej podczas objawienia jednemu z widzących z Medjugorie w czasie ekstazy.

„To prawda. Przed twoim telefonem walczyłem z chorobą tylko własnymi siłami i zawierzając lekarzom. Po telefonie zacząłem się modlić i po prostu rozmawiać z Bogiem, z Maryją. Poczułem nową wewnętrzną siłę pozbawioną  wszelkiej logiki. Wcześniej odmawiałem jakąś modlitwę, ot tak sobie... dzisiaj jest inaczej, i nigdy bym nie pomyślał, że do tego dojdę. Powiedziałem ci, założyłem różaniec na szyję i od tamtej chwili nie zdjąłem go. Teraz ci powiem jedno, ale mam gęsią skórkę: od kiedy go założyłem, przez dłuższą chwilę był w jasnym kolorze, lecz później stało się coś nie do uwierzenia...”.

„Proszę, wyjaśnij to wszystkim...”

„Różaniec... te paciorki były pachnące... wydzielały jakąś substancję oleistą, o mocnym zapachu, bardzo intensywnym i niezwykle pachniały. Pamiętam dobrze, że kiedy rozpakowałem paczkę, ten różaniec nie pachniał i nie wydzielał żadnego aromatu. Potem nabrałem podejrzenia, że po operacji z opatrunku na szyi wycieka płyn dezynfekujący. Ale nie, miałem utłuszczoną szyję, ponieważ różaniec wydzielał pachnący olejek, który mnie pomoczył szczególnie wokół rany. Byłem zaskoczony. Powiedziałem o tym mojej żonie, by dotknęła i zobaczyła. Ona też była zdziwiona. Czuć było mocną woń oliwy, oliwy z oliwek. Chemioterapię rozpocząłem w dzień Bożego Narodzenia 2010 roku i warto tu wspomnieć, że twoja przesyłka przyszła tuż przed tym. Potem powiedziałeś mi jeszcze coś, czego dobrze nie pamiętam, co dotyczyło to przesłania od Matki Boskiej”.

„Ach, oczywiście. Tak, tak, wyjaśniłem ci, że 25 grudnia to dzień, w którym poza Bożym Narodzeniem, datą szczególnie istotną dla chrześcijaństwa, z Medjugorie wychodzą dwa ogólnie znane przesłania dotyczące zbawienia ludzkości. Pierwsze zostało przekazane widzącemu Jakovowi o 15 po południu, w godzinę śmierci Jezusa, w dzień Jego narodzenia. Kolejne przesłanie dotyczy każdego 25 dnia miesiąca, a otrzymała je Marija Pavlović o zwykłej godzinie, czyli o 17.40”.

„Ale to nie koniec... Musisz wiedzieć, drogi Paolo, że ta tajemnicza historia z poceniem się i wydzielaniem olejku na szyi trwała przez dłuższy czas podczas leczenia i dzięki temu miałem wrażenie, że Matka Boska nie opuściła mnie ani na chwilę. Czasami brałem w ręce różaniec i dotykałem go, wąchałem, bo chociaż przyzwyczaiłem się, to zjawisko cały czas mnie zadziwiało.

Wiesz, gdzie się leczyłem przez ten cały czas? Jestem przekonany, że kiedy ci powiem,  spadniesz z krzesła i dostaniesz gęsiej skórki tak jak ja, kiedy po raz pierwszy wszedłem do szpitala.  Chodzi o prywatną klinikę, która nazywa się Villa del Rosario [Willa Różańcowa – przyp. tłum.] i znajduje się w Rzymie przy via Flaminia. Jest własnością sióstr pallotynek”.

W tym momencie poprosiłem Bossiniego o przerwanie na chwilę wywiadu. Odłożyłem telefon, ponieważ chciałem przeszukać moje archiwum, czy znajdę w nim coś o tej klinice, o siostrach pallotynkach. Wydaje mi się, że to dość istotne, poszukać czegoś na temat tego zgromadzenia, by zrozumieć, z duchowego punktu widzenia, kto gościł i leczył mojego przyjaciela Paolo.

Zacznijmy od nazwy: Zgromadzenie Sióstr Posługi Katolickiej, zwane pallotynkami ze względu na ich założyciela, św. Vincenzo Pallotti. We współpracy z najlepszymi lekarzami działają „in primis, na rzecz zdrowia pacjenta” zgodnie z tym, co czytamy w zapisach Reguły wspólnoty, „oferując usługi diagnostyczne i leczenie charakteryzujące się dwoma podstawowymi elementami: pierwszy, to głębokie poczucie miłosierdzia. Drugie, duch gościnności i szacunku dla chorego”. Klinika ma oddział chirurgii ogólnej, podzielonej na trzy sale operacyjne, i oddział medyczny, podzielony na dwie jednostki. Może pomieścić aż sześćdziesięciu czterech pacjentów.

To co chciałbym podkreślić, to charyzmat, misja i posługa zgromadzenia pallotynek. Jeżeli chodzi o charyzmat, zgromadzenie „ma budzić wiarę, nadzieję i miłosierdzie w sercu każdego człowieka. Jego misją jest uobecnianie w świecie – za pomocą świadectwa życia sióstr – działalności Jezusa, pierwszego apostoła Boga Ojca, i w ten sposób przyczynianie się do wzrostu wiary i miłości w świecie. Apostolat powinien być ukryty i mieć na celu chwałę Boga, ratowanie dusz, wyniszczenie grzechu i pomoc w odbudowie zatartego i zniekształconego obrazu Boga”, który pozostaje ukryty w sercu współczesnego człowieka, który – to już ja dodaję – postawił Boga poza nawias własnego życia.

Właśnie to z powodu tej misji chorzy, którzy tutaj leżą, muszą szanować religijne i moralne zasady instytucji, która ich gości. Powtórzę raz jeszcze: zakonnice czynią dobrze, żądając szacunku i respektu dla wartości chrześcijańskich wewnątrz szpitala. Przyjrzyjmy się pokrótce historii założyciela. W 1835 roku św. Vincenzo założył „wspólnotę świętych kobiet”, jako „siłę napędową jedności posługi katolickiej”. Tym swoim wielkim marzeniem pragnął zrealizować dwa cele: jeden misyjno-społeczny, a drugi charytatywny: przyjmowanie samotnych, opuszczonych dziewcząt. W 1837 roku wybrał kilku spośród swoich współpracowników, by rozpocząć nowe dzieło i zakłożyć „Pobożny dom miłosierdzia”. Do wybranych należały trzy pobożne kobiety: Elisabetta Cozzoli, Maddalena Salvati i Marianna Alleman. Miały się one zajmować wychowaniem dziewcząt i próbą stworzenia rodzinnej atmosfery, promującej wartości chrześcijańskie. 25 maja 1838 roku św. Vincenzo Pallotti rozpoczął nowennę przed Zielonymi Świątkami i 4 czerwca zainaugurował działalność domu, uroczyście go poświęcając.

Drodzy przyjaciele, zwróćcie jednak uwagę na datę 25 maja, ponieważ okaże się ona ważna w życiu Paolo Bossiniego.

Rok później, 27 maja 1839 roku, papież Grzegorz XVI oficjalnie uznał nowy instytut. Potem nastąpił ciężki okres, piętrzyły się trudności i przeciwności losu, które zmusiły założyciela do oddalenia się od „Pobożnego domu”: „Pozwólmy działać Bogu, okażmy cierpliwość”, tak zazwyczaj mówił św. Vincenzo Pallotti, „to Jego dzieło, On je obroni”. Kilka lat później rzeczywiście udało mu się wrócić i wybrać na podstawową regułę Ewangelię, życie i naukę Jezusa oraz przejrzeć wszystkie pisma i reguły kongregacji.

Po śmierci św. Vincenzo, która nastąpiła 22 stycznia 1850 roku, instytutowi groziło praktycznie zamknięcie, lecz Opatrzność wysłała siostrę Angelicę De Angelis, bardzo odważną pallotynkę, która z uporem namawiała swoje siostry, by pozostały wierne duchowi świętego założyciela, pewna, że dzieło będzie trwało jako miłe Bogu. Siostra Angelica, przemierzając szybkim krokiem i z dużą energią korytarze klasztoru, dodawała odwagi wszystkim, dzwoniąc ile sił swoim dzwonkiem i krzycząc: „No, dalej, co sił, naprzód, więcej wiary w Pana”. W historii Bossiniego pamiętajcie też o tej siostrze. Jej entuzjazm i szczodrość wygrały,  bo w 1886 roku, szesnaście lat po śmierci św. Vincenzo, sytuacja się wyklarowała i zakon rozpoczął swoją ekspansję. Została wybrana pierwsza siostra przełożona, matka Raffaella, i od razu zostały zaakceptowane pierwsze założenia.

No dobrze, w tym miejscu, po uważnym przeczytaniu części historycznej sióstr pallotynek, powróciłem do telefonu, by kontynuować wywiad z Paolo, który odkrywa przede mną cudowną, nieznaną historię: „To niewiarygodne, ponieważ później... czuję się, jakbym doznał cudu”, mówi Paolo, „ponieważ po tym, kiedy widziałem przez długi czas, jak różaniec wydzielał olej i zapach, nagle się osuszył, dokładnie w dzień, kiedy lekarze podpisali zaświadczenie o czasowym wyleczeniu. W ciągu paru godzin, powolutku, różaniec zaczyna się wysuszać, a paciorki stają się coraz bardziej ciemne. Pomyślałem wtedy: wszyscy ci, którzy pracują w klinice Villa del Rosario, zarówno lekarze, jak i urzędnicy, wszyscy są katolikami, wierzącymi i mocno praktykującymi. Siostry pallotynki praktycznie mnie adoptowały i modliły się za mnie w najtrudniejszych momentach, a potem… Paolo, muszę ci wyznać jeszcze jedną rzecz, która według mnie jest naprawdę nadzwyczajna...

Musiałem na jakiś czas przerwać pracę i treningi i nie wiedziałem, co się w moim życiu może wydarzyć [zdj. 49]. Dla nas i naszej rodziny ważne było, by także moja żona mogła znaleźć pewną pracę. Ciągle prosiłem Boga i Matkę Bożą, by nam pomogli i niedługo potem miało miejsce naprawdę wyjątkowe zdarzenie: siostry pallotynki zaprzyjaźniły się z moją żoną Laurą i poprosiły ją, by pracowała u nich w szpitalu.

Tymczasem siostry pallotynki każdego dnia i każdej nocy modliły się za mnie. 25 maja 2011 roku opuściłem szpital z lekarskim zaświadczeniem o chwilowym wyleczeniu. Przed kliniką stoi biała, wysoka figura Matki Boskiej z różańcem. Za każdym razem, kiedy przechodziłem przed nią, pozdrawiałem ją, przesyłałem jej całusa pełnego miłości i przyjaźni. Widzisz, Paolo, to jest opowiadanie kogoś, kto był daleki od Boga i jeszcze rok temu nawet nie myślał, że będzie robił takie rzeczy. Dzisiaj nie ma dnia, żebym się nie modlił, nie mogę się wręcz bez tego obejść. Tutaj, wśród tych sióstr, wśród lekarzy i katolickich pracowników, mogłem dalej iść drogą, którą otworzyłeś mi swoim telefonem w grudniu dwa lata temu.

No i tutaj miało miejsce to niezwykłe zdarzenie: kiedy stwierdzono wyzdrowienie, w ciągu dwudziestu czterech godzin, różaniec powoli wysechł, nie pachniał i nie wydzielał już olejków. Kiedy się pocił, paciorki pokryte olejkiem miały jasno-brązowy kolor. Zaraz po tym kiedy wezwano mnie, by powiedzieć mi o wyzdrowieniu, paciorki się osuszyły i stały ciemne, niemal czarne. Kiedy ponownie założyłem go na szyję, moja żona Laura dotknęła różańca, powąchała go i od razu stwierdziła, że nie pachnie już oliwką i nie jest natłuszczony, lecz zupełnie suchy.

Dzisiaj dziękuję Bogu, ponieważ odzyskuję zdrowie i trenuję zawodowo  w reprezentacji Włoch w pływaniu, a w mojej rodzinie ponownie zagościła radość, miłość zapanowała między mną, moją żoną i naszą córką Angelicą”. [zdj. 50]

Żegnam się z Bossinim, odkładam słuchawkę i zaczynam się zastanawiać nad tym przypadkiem, nad świadectwem, które wydaje się skrywać za każdym słowem nadprzyrodzony znak z nieba. Tak właśnie jest. To nadzwyczajna historia także dlatego, że jestem w nią zaangażowany osobiście i to nie pierwszy raz, kiedy coś takiego mi się zdarza.

Niech się wam jednak nie wydaje, że jestem stworzony lub wybrany do tego, by tak głęboko wchodzić w sprawy i życie innych osób. Nie! Tak nie jest. Wszystko jest o wiele bardziej proste, tylko że wydarzenie takie jak to powyżej może się wydawać niezrozumiałe dla kogoś, kto się nie modli i nie pokłada nadziei w Bogu. Jeżeli i wy dokonacie takiego wyboru jak ja trzy lata temu, to znaczy z radością i pragnieniem otworzycie serca Bogu i Matce Bożej, mimo że chwilę wcześniej byliście grzesznikami lub nie wierzyliście, to po waszym „tak” staniecie się narzędziem w ręku Boga i Bóg z was skorzysta.

Pamiętacie pierwszą książkę A un passao dal baratro (s. 221–225), kiedy omawialiśmy przypadek Raffealli Mazzocchi, dziewczyny z Hiszpańskiej dzielnicy w Neapolu, która odzyskała wzrok w lewym oku, podczas  cudu słońca na wzgórzu w Podbrdo? A co powiecie  o małym Jeshui z Putignano di Bari (zob. A un passo dal baratro, s. 215–221), którego na własnych rękach zaniosłem przed Błękitny Krzyż w trakcie objawienia Maryi widzącej Mirjanie? A potem jeszcze inna historia, straszna i zarazem piękna, Bruna z Varazze (zob. Profumo di lavanda, s. 62–112): nieuleczalny nowotwór, kilka dni życia i podróż nadziei, samolot Olimpiady Serca, który wylatuje z Pizy, by opowiedzieć niewyjaśnioną historię uzdrowienia. Tu się zatrzymam, nie pójdę dalej. Wielu z was jednak wie, że w pierwszych trzech książkach jest wiele podobnych pięknych i niewyjaśnionych historii, niewyjaśnionych dla tych, którzy nie wierzą. Dla mnie już tak nie jest, ponieważ dzisiaj już wiem z całą pewnością, że szczere i przejrzyste nawrócenie przynosi takie wspaniałe owoce, które z biegiem czasu stają się coraz liczniejsze.

Kiedy? Za każdym razem kiedy odkrywamy Boga, a potem idziemy za Nim, nieustającą drogą duchową, radosną i szczerą zarówno w słowach, jak i w czynach. Wszystkie te rzeczy, o których mówię, możemy odnaleźć w historii tego sportowca.

Paolo Bossini na własnym ciele, silnym, lecz równocześnie dotkniętym bardzo poważną chorobą, poczuł wszechmocną siłę wiary w momencie, kiedy porzucił własne „ja”, by paść w ramiona Jezusa.

Wszyscy możemy otworzyć serca i powiedzieć „tak”. Wówczas zobaczycie rzeczy wielkie, a życiowe burze pokonacie z pogodą ducha, jaką może dać tylko Bóg.

Przyjrzyjmy się teraz krok po kroku śladom cudownego zdarzenia w życiu tego sportowca.

Zacznijmy od podstawowego stwierdzenia: Paolo Bossini, jak wynika z wywiadu, przed chorobą nigdy gorąco się nie modlił. Po drugie, rozmowa telefoniczna, jaką przeprowadziłem z pływakiem z Brescii, stanowiła punkt zwrotny w jego życiu: „Ta rozmowa – powiedział Paolo – otworzyła mi oczy, jakby coś we mnie się odblokowało”. To rozpoczyna jego drogę i stanowi jakby linię graniczną oddzielającą go od poprzedniego życia. Po trzecie, wysłanie w czasie między wspomnieniem św. Łucji a Bożym Narodzeniem paczki zawierającej przedmioty poświęcone przez księży i przez Maryję. Po czwarte, różaniec zaczyna w sposób tajemniczy wydzielać pachnące olejki tylko i wyłącznie w momencie, gdy zakłada go mistrz pływacki. Paolo Bossini i jego żona Laura są świadkami tego zjawiska. Oboje przez długi czas utrzymują to w tajemnicy i sprawdzają.

Szyja Paola jest natłuszczona od olejków, szczególnie chora i potem operowana okolica, z której usunięto guza.

Po piąte, daty związane z historią choroby pokrywają się z datami maryjnymi lub z dniami poświęconymi świętym. Przyjrzyjmy się im. Przede wszystkim dzień urodzin Paolo pokrywa się z dniem jego imienin, a zatem ze świętem apostołów Piotra i Pawła. Kościół go ochronił (św. Piotr), a jego serce się nawróciło (św. Paweł) dzięki rozmowie telefonicznej, różańcowi i podczas drogi duchowej w ciągłym towarzystwie sióstr pallotynek, które wykonują swoją misję i posługę przez nieustającą, głęboką modlitwę za wszystkich pacjentów. Drugą datą jest koniec listopada. Paolo spostrzega, że jest chory, wyczuwając zgrubienie, jakby stwardnienie, kulkę na szyi. Było to na początku nowenny do Matki Bożej Niepokalanie Poczętej, 8 grudnia, jednego z najważniejszych świąt maryjnych. Modlitwy rozpoczyna się dziewięć dni wcześniej. Paolo, chociaż nie zbliżył się jeszcze do wiary, zaczął cierpieć, ale już pod ochroną Niepokalanej. To jednak nie wszystko, ponieważ 2 grudnia Gospa, tak jak każdego drugiego dnia miesiąca, objawia się w Medjugorie przy Błękitnym Krzyżu o 9 rano przed widzącą Mirjaną. Z ciekawości przeczytałem ten przekaz, który jest jakby podyktowany do sprawy Bossiniego. Pamiętajcie, że nasz mistrz do poniedziałku 6 grudnia nie wiedział jeszcze, że nad jego głową zawisł miecz Damoklesa, czyli chłoniak Hodgkina, złośliwy nowotwór: „Drogie dzieci, modlę się dzisiaj z wami, byście znaleźli siłę i otworzyli wasze serca i dzięki temu poznali ogromną miłość cierpiącego Boga. Dzięki tej Jego miłości, dobroci i łagodności ja jestem z wami. Zachęcam was, by ten szczególny czas przygotowań był czasem modlitwy, skruchy i nawrócenia. Dzieci moje, potrzebujecie Boga. Nie możecie iść dalej bez mojego Syna. Kiedy to zrozumiecie i zaakceptujecie, spełni się to, co jest wam obiecane. Za sprawą Ducha Świętego narodzi się w waszych sercach królestwo niebieskie. Ja was do niego poprowadzę. Dziękuję wam”.

A teraz, całkiem po prostu, weźmy z każdego zdania słowa klucze i dopasujmy je do konkretnego momentu  życia Paolo Bossiniego: „Otwórz swe serce... Poznasz miłość Boga cierpiącego... Niech ten szczególny czas przygotowania będzie czasem modlitwy, żałowania za grzechy i nawrócenia...”.

Według tych słów pływacki mistrz przygotowuje się do przeżycia trudnego okresu, czasu cierpienia w chorobie, które pozwoli mu otworzyć serce, modlić się i nauczyć poznawać miłość Boga, który pomoże mu w przezwyciężeniu strachu, bólu i obawy przed nowotworem. „Dla tej Jego miłości... ja jestem z wami”. Matka Boża podtrzymuje go i stoi przy nim w każdym momencie choroby, co pokaże nam dzięki tym dowodom, które zebraliśmy.

„Potrzebujesz Boga. Nie możesz pójść dalej bez mojego Syna”. Ze słów Paolo Bossiniego jasno wynika, że nie praktykował lektury słowa Bożego na co dzień, nie tylko w modlitwach, lecz i w codziennych czynnościach. On sam mówi: „Czuję się chrześcijaninem, lecz niepraktykującym”. To słowa typowe dla kogoś, kto prowadzi życie, jakiego Bóg nie ceni, ponieważ nie ma w nim śladu poświęcenia i intencji dla Pana. „Kiedy to zrozumiecie i zaakceptujecie, spełni się to, co wam obiecane”. Znaczenie tych słów jest bardzo jasne: kiedy Paolo nada wartość modlitwie, będzie wiódł chrześcijańskie życie zarówno w czynach, jak i w modlitwie, zostanie zrealizowane to, co zostało obiecane, czyli można domniemywać powrót do rodziny, do żony, do córki nawróconego i uzdrowionego na duszy i uzdrowionego na ciele z ciężkiej choroby ojca i męża.

Mogę się mylić, lecz wydaje mi się, że Paolo poprosił Boga o pomoc, a On wysłał do niego Matkę Boską. „Za sprawą Ducha Świętego w waszych sercach zrodzi się królestwo niebieskie. Ja was do niego poprowadzę. Dziękuję wam...”. To jest ostatni fragment. Tutaj Matka Boska wzywa Bossiniego do drogi ciągłego i nieustającego nawrócenia, by pozwolić Bogu na przyniesienie raju do jego serca. Jest to trudny zabieg, lecz jak widać z przekazu, Matka Boska dodaje: „Ja was do niego poprowadzę”, to znaczy, że Matka Boska weźmie za rękę nas i weźmie za rękę Paolo Bossiniego. „Dziękuję, że odpowiedzieliście na moje wezwanie” – Matka Boska kończy zawsze w ten sposób. Pomyślcie tylko, po udzieleniu łaski cudu, dziękuje nam, ponieważ my Jej pozwoliliśmy zajrzeć w nasze serca, otwarte podczas choroby, i dzięki temu Ona może do wnętrza nas samych i do naszych rodzin wprowadzić królestwo niebieskie. Mówiąc prosto, Matka Boska dziękuje nam, że daliśmy Jej możliwość działania w nas dla naszego dobra. Czy zdajecie sobie sprawę z tego, jak bardzo Matka Boska nas kocha?

Zapamiętajcie zdanie, które znajduje się na chusteczkach sprzedawanych na straganach w Medjugorie, których później pielgrzymi używają do pocierania lewej nogi figury Jezusa Zmartwychwstałego, pokrytej cudownie wydzielającymi się kroplami: „Gdybyście wiedzieli, jak bardzo was kocham, płakalibyście z radości”.

Potem nadchodzi feralny dzień, jak miecz, dzień wyników potwierdzających diagnozę: USG, rezonansu i tomografii. Mamy poniedziałek 6 grudnia 2010 roku, czterdzieści osiem godzin przed świętem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Operacja usunięcia nowotworu zostaje przesunięta z 8 na 9 grudnia. Dla naszych potrzeb to istotne, że operacja została wyznaczona na dzień Niepokalanego Poczęcia. Wszystko idzie gładko i w piątek 10 grudnia, około południa, Paolo Bossini wraca do domu, w objęcia żony i córeczki. Z soboty na niedzielę, kiedy na pierwszej stronie „Gazzetta dello Sport” ukazuje się informacja o zawodniku, dzwonię do niego i obiecuję przesłanie paczki z darami z Medjugorie. Paczka ta dociera do niego między dniem św. Łucji a Bożym Narodzeniem.

Paczka została wysłana z dzielnicy Vittoria Apuana, gdzie mieszkam i gdzie mieszkałem przed nawróceniem, w domu, który był sceną mojego poprzedniego życia. Jest to miejsce, które jest mocno  związane ze śmiercią mojego ojca, trudnościami związanymi z rozwodem i moralną zapaścią. Moja matka mimo wszystko modliła się i chroniła mnie duchowo, tworząc wokół mnie coś w rodzaju parasola. Uczyniła to razem z dwoma wielkimi świętymi i księdzem męczennikiem: św. Kamilem, św. Franciszkiem i ojcem Ignacym z Carrary. Mieszkanie moje, a także mojej mamy leżało kilkadziesiąt metrów od kościoła św. Franciszka i od szpitala św. Kamila, a oba te miejsca znajdują się na ulicy ojca Ignacego z Carrary. Teraz staje się jasne, że wysłanie paczki z miejsca znajdującego się między kościołem a szpitalem, z tej samej ulicy było niesłychanie istotne.

Wszystkie moje przesyłki ze świętymi przedmiotami wychodzą stąd i jestem przekonany, że dochodzą ze specjalnym błogosławieństwem.

Kolejna istotna data: początek chemioterapii, 25 grudnia 2010 roku. Kiedy wszyscy świętują najpiękniejszy dzień w roku, Boże Narodzenie, dla Paola rozpoczyna się oficjalnie kalwaria chemioterapii. Także i tu mamy wielki znak – Matka Boska nie zostawia go samego, ponieważ w Boże Narodzenie przychodzą dary życia dla duszy i ciała.

Kolejną ważną datą jest dzień tymczasowego uzdrowienia (zgodnie z tabelami Ministerstwa Zdrowia wyzdrowienie można uznać za całkowite po upływie od pięciu do osmiu lat). Zostaje ono stwierdzone, patrzcie cóż za przypadek, 25 maja. Jest to dzień, w którym widząca Marija otrzymuje przesłania. To jednak nie wszystko: w nocy z 24 na 25 maja Kościół obchodzi wspomnienie Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych. Święto to ma zasadnicze znaczenie dla najbardziej ciężkich przypadków, takich jak Bossiniego. I to wcale nie koniec. Kolejna data ma wielkie znaczenie dla sióstr pallotynek. Pamiętacie, co mówiliśmy? Święty Vincenzo  Pallotti w roku 1835 założył „nową wspólnotę świętych kobiet”. Tym swoim wielkim marzeniem chciał zrealizować dwa cele: misyjny, ewangelijno-społecznego posłannictwa, i drugi, charytatywny, przyjmowania samotnych dziewcząt. Trzy lata później w ważnym 1838 roku, św. Vincenzo Pallotti rozpoczyna nowennę przed Zesłaniem Ducha Świętego i 4 czerwca następuje otwarcie i uroczyste poświęcenie domu.

A zatem jest to data bardzo ważna dla zgromadzenia i dzieła miłosierdzia, i cóż za przypadek, że zbiega się dokładnie z datą czasowego wyzdrowienia mistrza pływackiego. Zwróćcie również uwagę, że od 25 maja do 3 czerwca odmawiana jest bardzo ważna modlitwa – nowenna do Trójcy Świętej, no i maj, kiedy Bossini dociera do kresu swoich cierpień fizycznych, kończy się odwiedzinami Maryi u św. Elżbiety. Matka Boska staje się misjonarką, Marya wychodzi z domu i  idzie pomóc podeszłej w latach krewnej, znajdującej się w wiadomym stanie na skutek cudu dokonanego przez Boga.

W tych znakach widzę dużą pomoc Matki Boskiej, dzięki wstawiennictwu pallotynek za mistrzem pływackim i jego rodziną. Siostry nie tylko modlą się za pływaka, lecz same stają się narzędziem Bożej Opatrzności, w chwili niepewności, strachu i trudności przyjmują żonę, Laurę do pracy w klinice Villa del Rosario.

No i jest kolejny znak, który pokazuje rękę nieba w tej całej sprawie. 22 stycznia 1850 roku i Angelika, data i imię. Cóż oznaczają?

Data przypomina o śmierci założyciela św. Vincenzo Pallotti, natomiast Angelika to imię siostry, odważnej i przedsiębiorczej, która przez szesnaście lat trzymała mocną ręką dzieło i zgromadzenie. Po śmierci założyciela dzieło pallotyńskie znalazło się w punkcie, w którym groziło mu zawieszenie działalności, ponieważ dotknęły je liczne trudności.

A jak ma na imię córka Paolo i Laury Bossini? Angelika. A jak ma na nazwisko siostra Angelika? De Angelis.

Kiedy odmawiacie tajemnice różańcowe, jak to wynika z mojego ulubionego modlitewnika napisanego przez Angelo Comastriego (Il rosario. Con Maria contempliamo il volto di Cristo, ilustracje Giorgio Trevisan, San Paolo, w połowie s. 63), musicie powiedzieć: „Święta Maryjo, Królowo aniołów, módl się za nami”, a poprzedzająca to wezwanie inwokacja skierowana jest do Najświętszej Maryi Panny Wspomożycielki Wiernych, której święto przypada na 24 maja i zbiega się z wyzdrowieniem Paola Bossiniego, o czym już  wspominałem.

W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.
Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu.
Panie, pospiesz ku ratunkowi memu.
Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu, jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.
Niech będzie pochwalone przenajświętsze Imię Jezusa, Józefa i  Maryi.

Odmów Wyznanie wiary (krótszą wersję).

Wierzę w Boga Ojca wszechmogącego, stworzyciela nieba i ziemi. I w Jezusa Chrystusa, Syna Jego jedynego, Pana naszego, który począł się z Ducha Świętego, narodził się z Maryi Panny, umęczon pod Ponckim Piłatem, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion, zstąpił do piekieł, trzeciego dnia zmartwychwstał, wstąpił na niebiosa, siedzi po prawicy Boga, Ojca Wszechmogącego, stamtąd przyjdzie sądzić żywych i umarłych. Wierzę w Ducha Świętego, święty Kościół powszechny, świętych obcowanie, grzechów odpuszczenie, ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny. Amen.

Odmów inwokację do Ducha Świętego:

Przybądź, Duchu Święty,
Spuść z niebiosów wzięty
Światła Twego strumień.

Przyjdź, Ojcze ubogich,
Dawco darów mnogich,
Przyjdź Światłości sumień!

O najmilszy z Gości,
Słodka serc radości,
Słodkie orzeźwienie.

W pracy Tyś ochłodą,
W skwarze żywą wodą,
W płaczu utulenie.

Światłości najświętsza!
Serc wierzących wnętrza
Poddaj swej potędze!

Bez Twojego tchnienia
Cóż jest wśród stworzenia?
Jeno cierń i nędze!

Obmyj, co nieświęte,
Oschłym wlej zachętę,
Ulecz serca ranę!

Nagnij, co jest harde,
Rozgrzej serca twarde,
Prowadź zabłąkane.

Daj Twoim wierzącym,
W Tobie ufającym,
Siedmiorakie dary!

Daj zasługę męstwa,
Daj wieniec zwycięstwa,
Daj szczęście bez miary!

Teraz wypowiedz tytuł danej tajemnicy różańcowej, a następnie odmów Ojcze nasz i dziesięć Zdrowaś Maryjo, potem Chwała Ojcu i inne krótkie modlitwy.

W poniedziałek odmawiamy tajemnice radosne.

Wtorek – tajemnice bolesne.

Środa – tajemnice chwalebne.

Czwartek – tajemnice światła.

Piątek – tajemnice bolesne.

Sobota – tajemnice radosne.

Niedziela – tajemnice chwalebne.

Uwaga! Jeżeli chodzi o powyższe modlitwy, proponuję po odmówieniu Ojcze nasz, dziesięciu Zdrowaś Maryjo i jednego Chwała Ojcu dodać: O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego i zaprowadź wszystkie dusze do nieba, a szczególnie te, które najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia.

Niech będzie pochwalone przenajświętsze Imię Jezusa, Józefa i  Maryi.

Jezusie, Maryjo, kocham Was! Ratujcie dusze! (możesz dodać: szczególnie te poświęcone Bogu).

A ten punkt jest bardzo ważny, ponieważ nikt nie wspomina nigdy św. Józefa:

Święty Józefie, módl się za nami. Święty Józefie, najczystszy małżonku, chroń nasze rodziny i oddal od nich wszelkie zagrożenie złem. Święty Józefie opiekunie Świętej Rodziny, chroń naszą pracę i oddal od niej wszelkie zło demona. Wyproś naszym bliskim, przyjaciołom i potrzebującym łaskę Boskiej Opatrzności, o ile jest to zgodne z wolą Bożą i przyniesie większe dobro naszej duszy.

Książkę: "Wzgórza cudów. Medjugorie" można zamówić w tutaj.

Komentarze (1)

Portal zywawiara.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.

~Podaj imię lub nazwisko (nick)

01.12.2020, godz.11:02

Dziękuję za to wspaniałe świadectwo. Chwała Panu i Najświętszej Gospie! kw